O mnie

Moje zdjęcie
Joginka zakochana w poznawaniu kultur, językach: obcych i tym ojczystym oraz pisaniu w nich niestworzonych rzeczy. Od ponad 2 lat mieszkająca na wulkanicznej Lanzarote. Masz pytanie?Chcesz się ze mną czymś podzielić? NAPISZ DO MNIE! lanzarote.blog@gmail.com

czwartek, 1 listopada 2012

Przystanek Barcelona - podsumowanie wakacyjnej części nr II

Oto jestem w moim kochanym Poznaniu. 1,5 dnia w Barcelonie za mną. Uwielbiam to miasto.

We wtorkowy wieczór, po charakterystycznie późnej dla Hiszpanów kolacji złożonej z warzyw, chleba i wina, mój urugwajski znajomy Gonzalo pomógł mi ułożyć plan zwiedzania.

Mieszkanie Gonzalo mieści się na Calle Valencia, która jest w genialnej odległości od wszystkich miejsc, które chciałam zobaczyć. Zarówno budynki Gaudiego, Sagrada Familia czy El Barrio Gotico znajdują się wszystkie mniej więcej w promieniu 5 km. Postanowiłam nie korzystać z metra, a za to z nóg własnych i przejść się ulicami tego wspaniałego miasta, chłonąc jego urok wyzierający z prawie każdego zakamarka. W ten sposób urządziłam sobie 7,5 godzinny spacer po Barcelonie. Zobaczyłam wszystko, co chciałam i więcej - miejsca napotkane zupełnie przypadkowo. Ilość przebytych kilometrów nieznana, szacowana jednak na ok. 15, może nawet więcej.

W Barcelonie jestem zakochana. Miejsce piękne, ciekawe, pełne kultury, wspaniałych ścieżek rowerowych. A to wszystko nad morzem i w otoczeniu gór. Do tego, jako osoba, która uwielbia pić swoje espresso poza domem, mogłabym zmieniać bar/kawiarnię prawie w nieskończoność. Jak powiedział Gonzalo - barów w samej Barcelonie jest więcej niż w całych Niemczech (ponoć kiedyś sprawdził to jego kolega). Nie wiem czy to możliwe, fakt jest na pewno taki, że na każdej właściwie ulicy znaleźć można co najmniej kilka knajpek, każda w zupełnie innym stylu.

Pieczone kasztany i słodkie ziemniaki - Halloween w Barcelonie
Pogoda była dla mnie  łaskawa, mimo porannego deszczu, reszta dnia okazała się być bardzo przyjemna i słoneczna. Dobry przystanek przygotowujący mnie do tego, co miałam już dziś napotkać w PL. 

Miałam szczęście być w Barcelonie w Halloween, w dniu, w którym na ulicach rozstawiają się kramiki z pieczonymi kasztanami i słodkimi ziemniakami. Nie omieszkałam spróbować. Kasztany pokochałam od pierwszego ugryzienia - smakowały trochę jak ziemniaki, trochę jak orzechy włoskie. Natomiast słodkie ziemniaki, jak dla mnie, za słodkie. Ale warto było przekonać się na własnym zębie i podniebieniu.

Typowych zdjęć Barcelony postanowiłam nie robić - wszystkie przepiękne budowle możecie obejrzeć w internecie. Wrzucam za to kilka ujęć tego, co zwróciło moją uwagę:






Słodkie ziemniaki.


Proszę Państwa - oto miś! Takie miski siedzą sobie wygodnie na placach zabaw w centrum Barcelony.


Piękny uśmiech szanownej "Señory Kasztanowej", przy jednym z kramików z pieczonymi kasztanami, Calle Mallorca.


Jadalne kasztany.


Typowa papierowa torebka, która dodaje uroku jedzeniu tego niesamowitego....owocu?warzywa? :) Nota bene, bardzo bogatego w przeróżne składniki odżywcze!


Obok pana dzielnie pakującego kasztany i słodkie ziemniaki widoczny jest napis " Pieczone kasztany są jak kobiecie pocałunki - rozgrzewają" :)


Piękne miejsce na rowerową przejażdżkę - obok widoczny Łuk Triumfalny ( El Arco de Triunfo, kataloński: Arc del Triomf).


Barcelona obfituje w dobre ścieżki rowerowe - tutaj widok na jedną z nich z górami w tle!


Jedna z ulic gotyckiej dzielnicy - absolutnie najlepszego miejsca Barcelony!


Wystawa jednego ze sklepów odzieżowych.


Słodki ziemniak.
Na koniec zdjęcie z tych typowych, z miłości do Gaudiego : Casa Batlló, Paseo de Gracia.