O mnie

Moje zdjęcie
Joginka zakochana w poznawaniu kultur, językach: obcych i tym ojczystym oraz pisaniu w nich niestworzonych rzeczy. Od ponad 2 lat mieszkająca na wulkanicznej Lanzarote. Masz pytanie?Chcesz się ze mną czymś podzielić? NAPISZ DO MNIE! lanzarote.blog@gmail.com

poniedziałek, 12 września 2011

Tortilla de papas - ja kontra ziemniaki i jajka

Witajcie Drodzy moi!
Dzień wolny, długi, spokojny, leniwy. Rano sprawy codzienne - pranie, sprzątanie (które co 2 tyg. trafia się mi) a popołudniu wyprawa na Famarę z nadzieją, że prognoza pogody jednak się myli i wiatru nie będzie.

Myliła się moja nadzieja - wiatr był. Chmury też. Dlatego mimo ,że pojechałam spotkać się ze znajomym surferem, który pracuje też czasem jako instruktor, zrezygnowałam z wejścia do wody, bo było mi po prostu chłodno. Poprawiłam trochę technikę wstawania z deski na brzegu i tyle.

Resztę popołudnia spędziłam na przygotowywaniu tortilli,a właściwie czekaniu aż mój znajomy ją przygotuje (znajomy Conejero - urodzony, wychowany na Lanzarote) a ja ją zjem ;)

Co do tortilli ( swoją drogą tortilla czyta się "tortija" - podwójne L czy ta się jak J, przynajmniej w Hiszpanii) w zeszłym tyg. podjęłam wyzwanie zrobienia jednej. Wzięłam przepis, kupiłam składniki (jajka,ziemniaki, cebulę) i przygotowałam się mentalnie.

Wszystko wydawało się proste i piękne - ziemniaki (pyry ;) ) to w końcu specjał mojego polskiego regionu, jajka to jajka a smażenie cebuli mam w małym palcu. Ale życie udowodniło mi,że to wcale nie takie ziemniaki i jajka. Pierwsza tortilla została przeze mnie spalona, druga wyszła lepsza, a trzecia do zjedzenia. Oka nacieszyć się nią nie dało, ale za to dało się trochę nacieszyć żołądek. Trudność polega na nie spaleniu jajek i dobremu usmażeniu czy ugotowaniu wcześniej ziemniaków.  Ponadto właściwe proporcje i doświadczenie -  szczególnie w przewracaniu jej na drugą stronę.

Osobiście tortille uwielbiam i jutro mam zamiar zrobić kolejną. Nie poddam się! Dla tego smaku warto :)
Dobranoc

czwartek, 1 września 2011

FAMARA - coroczny cykl imprez + idealny dzień surfingowy Agaty :)

 31/08/2011  (pisane w ostatnim dniu sierpnia)

Kolejny piękny dzień na Lanzarote. Tym razem i nawet piękniejszy, bo wolny. Mogłabym rzec wręcz, że dzień idealny, bo pogoda dopisała, się popisała i oh i ah. Dzień był (jest) cudny - nie dość, że się wyspałam i pozałatwiałam parę zaległych spraw to,  przede wszystkim,  wybrałam się na moją ulubioną Famarę.A ona przywitała mnie idealnymi do nauki surfingu warunkami! Co do surfowania - bez dwóch zdań a w dwóch prostych (i bardzo popularnych) słowach – LUBIĘ TO! 

Uwielbiam i za każdym razem zadziwia mnie spokój umysłu jaki wynoszę z wody. Myślę, że to dzięki magicznym, oczyszczającym umysł właściwościom oceanu jak i medytacyjnym charakterze surfingu. Skupienie, którego wymaga, koncentracja na każdym momencie – czy spadasz do wody, czy wdrapujesz się powrotem na deskę, czy tym bardziej przygotowujesz się do złapania fali, w każdej sekundzie jest się totalnie. I oprócz mnóstwa soli w nosie i gardle wynosisz właśnie TEN spokój, spokój medytacyjny czystego skupionego umysłu.

Warunki miałam idealne zarówno do nauki jak i do relaksu  – zero wiatru, fale takie akurat i słońce, które często na tej plaży zasłonięte jest chmurami.
Więc zarówno mogłam nacieszyć się wodą jak i słońcem. Dzień zakończyłam poległa na materacu wewnątrz vana mojej znajomej podziwiając piękny widok na La Graciosę ( maleńka wyspa obok Lanzarote, nie zawsze tak dobrze widoczna) i czytając książkę. 


Cieszy mnie nadchodzący wrzesień, bo, jak wszyscy mówią, cichnie wiatr i warunki do nauki surfowania są bardzo dobre. Zatem płakać za lipcem i sierpniem nie będę ;)
Famara znana ze swojego spokoju (i za to właśnie ją tak lubię) – braku hoteli i ruchu turystycznego z wyjątkiem ludzi przyjeżdżających na surf czy kitesurf (mnogość szkół i wypożyczalni sprzętu), jednak ostatnio trochę się tam działo – zarówno w dzień jak i w nocy. 
Od 19 do 28 sierpnia odbywał się tam i w pobliskich pueblos coroczny cykl imprez – zarówno w dzień jak i w nocy. W dzień organizowane były przeróżne zajęcia sportowe, warsztaty, ale także takie aktywności jak sprzątanie plaży. Wieczór należał już do czystej zabawy – koncerty, muzyka i mnóstwo ludzi. Niestety mogę napisać tylko to co znam z opowiadań,bo nie mogłam odwiedzić Famary w tych dniach. Jestem jednak pewna, że jest to jeden z okresów, w którym Famara najbardziej tętni życiem.

Tutaj wstawiam program i zmykam z tarasu do domu żeby coś zjeść (i nie będzie to gofio :)  )


Hasta la proxima!