O mnie

Moje zdjęcie
Joginka zakochana w poznawaniu kultur, językach: obcych i tym ojczystym oraz pisaniu w nich niestworzonych rzeczy. Od ponad 2 lat mieszkająca na wulkanicznej Lanzarote. Masz pytanie?Chcesz się ze mną czymś podzielić? NAPISZ DO MNIE! lanzarote.blog@gmail.com

sobota, 28 maja 2011

Hola! czyli lądowanie na Lanzarote

Słowo wstępne do mojego bloga:
Jestem Polką, pochodzę z Poznania. Na Lanzarote przyleciałam 7 kwietnia tego roku po dość spontanicznej decyzji, że jednak tu wracam. Tak, wracam –  to już mój drugi pobyt na wyspie. Najciekawsze, że opuszczając Lanzarote pod koniec listopada 2010, głęboko w duchu mówiłam sobie, że mam dosyć i jeśli wrócę na Wyspy Kanaryjskie to na pewno na inną. Było to zresztą zgodne z moim poglądem na temat podróżowania - " zobaczyć jak najwięcej ze świata, nie wracać w te same miejsca".

Grudzień 2010 spędziłam na odpoczywaniu i studzeniu się (nie jestem wielbicielką upałów, dlatego tym bardziej dziwię się co tu robię ), później Święta, Sylwestra, myślenie co dalej...

Decyzję o przylocie  podjęłam właściwie w 2 dni, gdy tylko dostałam ofertę pacy. Kupiłam bilet, w 5 dni spakowałam się, pozałatwiałam, co było do załatwienia  i ostatkiem sił zrobiłam imprezę pożegnalną. A 7 kwietnia byłam już na wyspie.

Co sprawiło, że wróciłam? Po części na pewno to, że mam już tutaj kilkoro przyjaciół z zeszłego roku, a także dlatego, że… zaczęło brakować mi tego miejsca! Tego samego miejsca, które wcześniej wydawało mi się tak nudne (sic!). Gdy tu  przyleciałam w 2010 czułam się okropnie – czarne kamienie wulkaniczne, szare palmy, mało zieleni. Po prostu księżyc, kosmos i ja zagubiona w przestrzeni i tęsknocie za drzewami.

Sprawę pogarszało to, że przyleciałam z bardzo zielonego Costa Brava, na którym spędziłam 2 tygodnie. Oczywiście nie było tak zupełnie źle – inaczej na pewno bym nie wróciła. Od początku byłam niekwestionowaną fanką Famary – pięknej, wulkanicznej plaży (raju surferów i kitesurferów ) i tutejszego nieba, które jest absolutnie nieziemskie. Ale nie myślałam, że  moja noga tu jeszcze kiedykolwiek postanie.

Stało się inaczej - zatęskniłam i zapragnęłam prostego życia, blisko oceanu, w otoczeniu wulkanów (które mają w sobie jakąś niebywałą siłę). Zobaczyłam oczami wyobraźni, jak mieszkam w jednym z białych, kanaryjskich domków i codziennie "wygładzam" i doskonalę język hiszpański.

I oto jestem - pokój w domku kanaryjskim jest, niebo co wieczór urządza piękny pokaz, ocean szumi przyjemnie, a wulkany ładują swoja kosmiczną energią. No i ludzie – mili, otwarci. Wszystko się zgadza. Pływam, praktykuję jogę, medytuję, jem tutejsze specjały (o których na pewno napiszę) i jestem szczęśliwa. Tym bardziej, że w tym roku pracuję w miejscu, które zaprojektowane zostało przez znanego na całej wyspie (i nie tylko) artystę Cesara Manrique.  Jak tylko uda mi się kupić aparat, będę dołączać zdjęcia.

Tymczasem żegnam się i kończę mój pierwszy wpis stworzony w uroczej kawiarence z widokiem na ocean Atlantycki .

Hasta la proxima!

Wyżej wspomniane niebo - jedno z jego pięknych obliczy.