Czy mi smutno? Trochę tak, a trochę nie. Tak, bo bardzo lubię zarówno samą Famarę, jak i mój mały apartament zrobiony z garażu. Nie, bo i tak nie mogłam, przez pokręconą kostkę, w pełni cieszyć się z bycia tam, surfowania i jogowania na magicznej plaży. Lepiej dla mnie być na Costa - bliżej mam do lekarzy oraz pomocnych przyjaciół, którzy teraz są mi bardzo potrzebni.
Z dobrych wieści turystycznych - POGODA: wróciła do normy, jest pięknie, słonecznie,
w powietrzu czuje się już letnie upały.
Z dobrych wieści personalnych - w niedzielę miałam rezonans magnetyczny na tutejszy NFZ (!). Potężne szczęście, które spotyka mnie w tym całym, kontuzyjnym nieszczęściu nie przestaje mnie zaskakiwać. Paru hiszpańskich znajomych skarżyło się, że przy różnych uszkodzeniach nie dostali od hiszpańskiego "NFZ" ani specjalnych bada, ani często nawet rehabilitacji... A tu przyjechała sobie taka Polka i dostała rehabilitację 3 razy w tygodniu i rezonans magnetyczny. Nie wiem o co chodzi, ale biorę i doceniam.
Zanim pożegnałam Famarę postanowiłam pstryknąć kilka ostatnich (dla tego etapu, rzecz jasna) zdjęć, w tym jedno ze mną w roli głównej, żebyście mieli pojęcie jak też ten Agatos naprawdę wygląda. Oto foto:
Dowód na to, że Famarę naprawdę otacza wielkie NIC. Piękna, naturalna pustka z pojedynczymi uśpionymi wulkanami. |
W (nieco zasłoniętym) tle słynny, magiczny klif. |
Typowe chatki. |
Sąsiad z karaibskimi korzeniami wychowany w Hiszpanii. Lanzarote pełna jest ludzi z całego świata. |
Plac zabaw na pustkowiu. |
Główna ulica. |
Główna ulica z widokiem na klif. |
Agatos Kulawos w drzwiach swojego garażowego studia. Najlepsza kumpela ostatnich czasów - kula, także załapała się na zdjęciu. |
Adios Famaro! A może raczej "hasta luego"? (do zobaczenia później) |
Mikro Pueblo Famary z oddali. |
o kurcze, zakochany jestem w Kanarach to też przeglądam sobie różne blogi, wczoraj trafiłem na Twojego, dziś wziąłem się za czytanie, przeglądam teraz ten post i widzę znajomą twarz z naszego pobytu na Lanzarote!:) myślę, że poczytam blog od deski do deski:P jedno jest pewne, zazdroszczę Ci życia w tym miejscu. Może pamiętasz, ale pewnie nie, bo miałaś styczność z wieloma Polakami w tym okresie, których pewnie tak jak mnie rozpoznałaś po świetnym angielskim akcencie:) Beach Bar wrzesień 2012, pozdrawiam Adrian i Marta :)
OdpowiedzUsuń