Oto jestem - ja i mój nowy komputer, Lanzarote pod stopami, piękne kanaryjskie niebo nade mną, w powietrzu wieczorny chłód, godzina 18:23 czasu lokalnego. Siedzę w moim zeszłorocznym miejscu pracy, zaraz obok szkółek windsurfingu przy plaży Las Cucharas. Zmierzcha. Z głośników przyjemnie przygrywa mi reggae, świeczka na stole pali się leniwie, delikatny wiatr bawi się flagami Fanatic. Spokój i cisza...
Ostatnie dni były przepiękne, z dzisiejszym włącznie - brak chmur i (prawie) wiatru, słońce, temperatura na plaży bliska tej wakacyjnej - po prostu miło.
Podnosi mnie to na duchu, bo dalekie jest od tego, co przywitało mnie, gdy wróciłam z wakacji, z Polski. A przywitał mnie deszcz, wiatr, chmury, chłód, deszcz, deszcz i deszcz...Taka wczesna Polska jesień, trochę nawet chłodniejsza (!).
Teraz można odetchnąć. Piękna zima. Moja pierwsza bezsnieżna, ciepła i pełna palm. Świąt nie czuje się tu w ogóle. Tzn. ja ich nie czuję, w radio, jak wszędzie "Last Christmas" i inne tego typu hity, w sklepach i barach choinki, na ulicach dekoracje, ale bez śniegu i chłodu to jakoś nie działa. Przynajmniej nie na mnie.
Kończę na dzisiaj moją lanzarotańską opowieść, idę przygotować się do wieczornego wyjścia do knajpki La Palmera, zlokalizowanej w starej części La Villa de Teguise. W niedziele dzieje się tam najwięcej, a ja już dawno nigdzie wieczorem nie wychodziłam..
Dobrego nowego tygodnia !
Agatos
Agato, dodaj parę fotek z ulic Costa Tequise... jestem ciekawa jak wyglądają u Ciebie świateczne klimaty:)
OdpowiedzUsuńMeg
słuszna uwaga! :) ostatnio tyle pracuję, że nie mam czasu na nic.... obiecuję jednak zrobić rundkę po Costa Teguise i pstryknąć kilka świątecznych fotek. Gorące pozdrowienia z Lanzarote do Wrocławia! Wspaniałych Świąt :)
OdpowiedzUsuń