DO Tinajo (czyt. Tinaho) przyjechałam ze znajomymi w godzinach już nocnych, bo ok. 1:00, mieliśmy szczęście znaleźć miejsce parkingowe blisko, więc nasza "pielgrzymka" nie była zbyt długa.
Chciałabym powiedzieć, że noc należy do młodych, ale minęłabym się z prawdą. Większość imprezujących była w wieku 20-40 lat, ale i więcej. Prawie wszyscy ubrani tradycyjnie (na pewno większość) i już w bardzo imprezowych nastrojach dzięki łatwo dostępnemu alkoholowi. Tańczyć można było do muzyki ze sceny głównej, na której grał jakiś zespół hiszpański albo do bardziej klubowej (co w tym przypadku oznacza raczej aktualne hity z satelity i czasem coś lepszego) rozbrzmiewające z jednej z budek z drinkami.
Dla głodnych, natomiast, do wyboru do koloru - fast foody, naleśniki i różne takie festynowe posiłki. Zaś dla głodnych wrażeń - mini wesołe miasteczko, a to wszystko ustawione obok wyżej opisywanego kościółka (!)
Nie wiem czy to takie polskie z mojej strony, ale byłam trochę zdziwiona, bo u nas takie święta, związane z kościołem, celebruje się nieco inaczej. Tutaj picie, tańce i zabawa do samego rana to norma.
Ja bawiłam się dobrze chociaż już o 3:00 dawał sie we znaki stan wskazujący tłumu i zaczęły się bójki.
Było ich tylko kilka i szybko spacyfikowanych przez czuwającą wszem i wobec policję, ale mi to jednak odebrało nieco komfort imprezowania.To, co na pewno cieszyło to masa ludzi, także bardzo młodych, ubranych w tradycyjne stroje.
Podsumowując - żałuję niezmiernie, że nie dane mi było zobaczyć i przeżyć tego, co dzieje się za dnia w to święto, myślę, że to lepsza część całego przedsięwzięcia. Niemniej jeśli ktoś lubi imprezy typu - polski odpust to z czystym sumieniem polecam porę nocną.
To tyle :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz