Pierwsze przejaśnienia zobaczyć można dobrze po godz. 7:00, a zupełnie jasno jest mniej więcej 7:30 - 40.
Dzisiaj obudziłam się wcześnie, aby powitać słońce powitaniami słońca na plaży, jednak moje ambitne, jogiczne plany ponownie pokrzyżował DESZCZ (sic!). Pogoda mocno zaskakuje. Deszcz padał, na szczęście, tylko rano. Mam nadzieję, że to już koniec "pory deszczowej", bo do zrobienia czeka w koszu pranie.
O 8:30, wyjogowana (domowo) poszłam popływać do Las Cucharas. Przywitał mnie spokojny ocean, przyjemna temperatury wody i piękne, już prawie w pełni wzniesione na horyzoncie słońce. Cisza, pusta plaża, żadnych pływaków, tylko ja. Cudownie tak się pływa o poranku (jak to już 1000 razy pisałam), szczególnie o wschodzie słońca.
Na Lanzarote kolory nieba są naprawdę spektakularne, zarówno rano, jak i wieczorem. Polecam przekonać się samemu, tego nie oddadzą żadne słowa, ani nawet zdjęcia. Wiem, że wczesne wstawanie to bolesna sprawa (szczególnie na wakacjach), ale takie doświadczenie to prawdziwy lek przeciwbólowy.
Poniżej zdjęcia zachodu:
Villa de Teguise - najstarsza część wyspy, te "góry" to pozostałości po wulkanach, dodają magii takim chwilom. |
Arrecife, La Playa del Reducto poczas odpływu - przy brzegu widać wulkaniczne kamienie, które podczas przypływu są częścią dna |
Te zdjęcia nie oddają pełnego piękna (ani nawet jednej dziewiątej) niebiańskich spektakli. Nie znalazłam się jeszcze w odpowiednim czasie i miejscu z aparatem w ręce. Według mnie, jednak, nawet najlepsze zdjęcie nie zastąpi bycia tutaj, oglądania i CZUCIA tego wszystkiego na własnej skórze.
Żegnam się tymczasem i udaję się, albo na wieczorny wypoczynek, albo na jakąś fiestę. To się jeszcze okaże :)
Buenas noches!