Famara z punktu widzenia mieszkańca
Famarę uwielbiam, mimo że nie dzieje
się tu wiele, jestem zachwycona spokojem i panującą tu pozytywną
atmosferą. Uśmiechnięci ludzie, cisza, piękne krajobrazy –
słynny klif odgradzający plażę od reszty wyspy, kawał skały z
kawałem niesamowitej energii (wszyscy, którzy chociaż raz tu byli
zgodnie to przyznają).
Po odwróceniu głowy bezkresna przestrzeń z pojedynczymi wulkanami. Brak oświetlenia dróg, uliczki Famary też mają niewiele latarni, więc w nocy panuje naturalna ciemność. Poza tym mały ruch samochodowy, ilość jednopiętrowych, białych domków policzyć można na palcach może 30 rąk. I jeszcze to, co koi niesamowicie - brak reklam, brak billboardów!
Cała Lanzarote jest taka – bezreklamowa. Na początku się nie zorientowałam, dopóki ktoś nie zwrócił mi uwagi.Pewnie dlatego można się tutaj tak doskonale wyłączyć i zrelaksować, z braku tysiąca informacji na minutę bombardujących naszą świadomość i nieświadomość.
Po odwróceniu głowy bezkresna przestrzeń z pojedynczymi wulkanami. Brak oświetlenia dróg, uliczki Famary też mają niewiele latarni, więc w nocy panuje naturalna ciemność. Poza tym mały ruch samochodowy, ilość jednopiętrowych, białych domków policzyć można na palcach może 30 rąk. I jeszcze to, co koi niesamowicie - brak reklam, brak billboardów!
Cała Lanzarote jest taka – bezreklamowa. Na początku się nie zorientowałam, dopóki ktoś nie zwrócił mi uwagi.Pewnie dlatego można się tutaj tak doskonale wyłączyć i zrelaksować, z braku tysiąca informacji na minutę bombardujących naszą świadomość i nieświadomość.
Na Famarze ludzie poruszają się
piechotą, rowerami albo na deskorolkach ( najpopularniejsze
zjawisko), bo wszędzie jest blisko. Okna zostawia się otwarte,
rowerów i samochodów z ulicy nikt nie kradnie, spokój, spokój i
jeszcze raz spokój. Zimą szczególnie. Jedyny nocny bar jaki tu
jest, poza piątkiem, bywa głównie pusty, imprezy organizuje się
raczej w domach, często grillowane. Albo po prostu jedzie się w
inne miejsce wyspy, np. w niedzielę do wspominanej już
przeze mnie wiele razy, La Palmery w La Villa de Teguise.
Surferski raj
Większość mieszkańców surfuje lub
uprawia kite surfing. Podejrzewam, że średnia ilość desek
surferskich w przeliczeniu na dom to co najmniej jedna.Wielu z nich to ludzie z zewnątrz, z
przeróżnych stron świata, uciekających od zgiełku miast
pozostających na dłuższe( nawet kilkumiesięczne), zazwyczaj
surferskie, wakacje lub osiadający na jakiś bliżej nieokreślony
czas (patrz: ja).
Spotkać można też tubylców,
conejeros (czyt. koneheros ) mieszkających tu od zawsze, starsi
ludzie w tradyjnych kapeluszach, siedzący na plastikowych
krzesełkach przy ulicy z psem u nogi. Są i rodziny z dziećmi czyli
element tzw. „normalnego” życia.
Agatos Szczęśliwos
Jestem tu szczęśliwa.
Spełniłam marzenie o przeprowadzce na Famarę. Myślałam, że będzie mi brakować miasta, imprez, kin, teatrów,
pięknych, starych kamieniczek jakie ma choćby moje rodzinne miasto
Poznań. Tak było kiedyś, teraz natomiast doskonale służy mi
to, co mam tutaj.
W domu internetu brak, dlatego żeby cokolwiek umieścić na blogu muszę iść do jakiejś kawiarenki czy baru, ale to też jakby sprzyja oczyszczaniu umysłu. W domu brak pokusy, a każde wyjście obfituje w jakąś miła mikro pogawędkę i zazwyczaj spotkanie kogoś znajomego albo poznanie kogoś nowego.
Dla tych, którzy potrzebują słońca, odpoczynku i wyłączenia się ze wszystkiego (nawet po części telefonu, bo w domach zasięg jest słabiutki) - Famara to dobre miejsce. Na spacer, rower, surfing, kawę. Przyjeżdżajcie!
W domu internetu brak, dlatego żeby cokolwiek umieścić na blogu muszę iść do jakiejś kawiarenki czy baru, ale to też jakby sprzyja oczyszczaniu umysłu. W domu brak pokusy, a każde wyjście obfituje w jakąś miła mikro pogawędkę i zazwyczaj spotkanie kogoś znajomego albo poznanie kogoś nowego.
Dla tych, którzy potrzebują słońca, odpoczynku i wyłączenia się ze wszystkiego (nawet po części telefonu, bo w domach zasięg jest słabiutki) - Famara to dobre miejsce. Na spacer, rower, surfing, kawę. Przyjeżdżajcie!
Pozdrowienia z
mojego mieszkanka na końcu świata.
Zazdroszczę! Brak mi trochę odwagi na taką ucieczkę. Zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńkusisz...:)
OdpowiedzUsuńTez ucieklam i tez jestem na Lanzarote. Mpoze sie spotkamy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Iza
Jasne Iza, w której części wyspy mieszkasz?? pisz na maila lanzarote.blog@gmail.com
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
@ holdenq - if you can dream it you can achieve it? pozdrowienia z Lanzarote!
OdpowiedzUsuń